Od dawna nosiłam się z uszyciem ptaszków do okna pokoju Dziewczynek, ale ciągle brakowało czasu, już wyrysowałam formę, już wykroiłam... ale maszyna była ciągle nie po drodze. Obecnie mam trochę wolnego i w końcu zasiadłam:-) Z szycia nie jestem za dobra, bo moje początki wiążą się ze starą maszyną do szycia, którą dostałam od mojej Ciotki. Ogólnie szyła źle, pętelkowała, łamała igły i każda próba szycia wymagała mnóstwa wysiłku, o cierpliwości nie wspomnę. Siadając do niej miałam jakiś uraz, a odkąd dorobiłam się swojej własnej maszyny, to brakuje czasu.
Ptaszki powstały ze starego lnianego obrusa, bo ładnych materiałów nie posiadam, po prostu szyciem docelowo się nie zajmuję. Poza tym miały być taką próbą szycia. Na początku, jak wspomniałam, miały wisieć w oknie, ale Maja doszła do wniosku, że Jej się jednak nie podobają i że "w oknie powinny wisieć kwiaty, a nie jakieś ptaszki", więc ostatecznie zawisły na kinkiecie.
Pogoda się gdzieś podziała i zimno u mnie, a miałam już nadzieję na wiosnę. Białe i różowe hiacynty przekwitły już dawno temu i wiosny nie przywołały, ale teraz zakwitły już ostatnie i wiosennie pachnie w domu.
Na koniec chciałam się pochwalić woreczkami od Berceuse, które zdobyłam jako nagrodę pocieszenia w Jej Candy. Dziękuję Ci bardzo, są urocze i już je zagospodarowałam na różne "przydasie".
Na koniec chciałam się pochwalić woreczkami od Berceuse, które zdobyłam jako nagrodę pocieszenia w Jej Candy. Dziękuję Ci bardzo, są urocze i już je zagospodarowałam na różne "przydasie".
Z pozytywnymi myślami :-)
Jak zwykle wszystko u Ciebie piekne i pomyslowe!zapraszam do odwiedzenia mojego nowego bloga!
OdpowiedzUsuńwww.jewellerybijou.com
chcę takie ptaszorki!
OdpowiedzUsuń